LABORANCI W KARPACZU
„Do jakiegoż zakątka Niemiec nie dotarły już preparowane tutaj lekarstwa w opieczętowanych słoiczkach? Na którym z jarmarków zabraknąć może malutkich, przecudnie pachnących pudełeczek z zachwalającymi Karpacz etykietami i znanym na całym świecie napisem: ‘Ten prawdziwy proszek żołądkowy, wciągnięty przez nos, wzmacnia głowę, usuwa katary etc.’. Czyżeś nie słyszał nigdy o pochodzących stamtąd Laborantach, od których dzieci kupują cukier rabarbarowy, a chłopi - eliksir żołądkowy? W Polsce, Czechach i w całych Niemczech zapytać możesz o medykamenty z Karpacza. Czy jest gdzie indziej wieś, w której zamiast chłopów mieszkaliby aptekarze - Bóg jeden raczy wiedzieć!”. ( Benjamin Werner rok 1799 , Przekład Pryll )
Zbieranie ziół i korzeni o właściwościach leczniczych znane jest
już od wielu wieków, ten rodzaj medycyny opartej na zdrowotnych
właściwościach roślin znany też był oczywiście i na Śląsku. W
Karkonoszach, a głównie w Karpaczu, już od wieku XVII miejscowa ludność
zajmowała się tą formą zbieractwa.
Niemniej jednak pierwsze oficjalne zapiski o zbieraniu ziół w karkonoskich górach pochodzą już z końca XVI wieku. Znana jest bowiem wyprawa włoskiego medyka cesarskiego, który przybył w Karkonosze, zwiedzając te góry i szukając tu ziół leczniczych. Swoje wyniki poszukiwań opublikował w dziele wydanym w roku 1565..
W czasach Wojny Trzydziestoletniej ( 1618 – 1648 ) wielu ludzi uchodziło przed prześladowaniami religijnymi, na śląską ziemię zaczęli napływać protestanci, uchodźcy z Czech. Był wśród nich pewien aptekarz z Kłodzka o nazwisku Werner i to właśnie jemu, ponoć należy przypisać początki działalności karpackich laborantów
Wygląd karkonoskich laborantów przybliża opis z 1690
r. autorstwa Benjamina Schmolcka (1672-1737), pochodzącego ze Świdnicy
muzyka, który tak relacjonuje spotkanie z pewnym laborantem z Karpacza:
"[...] w tej wsi swój dom miał znany leśnik lub laborant, zwany jako
Großmann. Spytaliśmy więc jak można go odnaleźć i po jakiejś pół
godzinie byliśmy u niego. Jeszcze gdy byłem dzieckiem, znałem jego ojca.
Krążył on ze swoim żmijowym i ziołowym kramem od targu do targu. Był
postacią niezwykłą; wielkiej postawy, ubrany cały na zielono, miał na
głowie niesamowity wieniec z różnych ziół i równie niesamowitą brodę.
Wokół szyi wisiały mu żywe żmije, które wkładał sobie do ust lub dawał
się on im kąsać po rękach aż płynęła z nich krew. Na plecach nosił
motykę do kopania korzeni i pokrzykiwał gromko od czasu do czasu: 'Hej,
wezmę moją haczkę na ramię!. Pokazywał też różne inne kuglarstwa, a gdy
zebrało się więcej osób pokazywał im, aby uwierzyć mogli, moc żmijowego
sadła, którą leczył ukąszenia. Powoływał się na takie wyjątkowe
korzenie, które posiada, a które prowadzą do uzdrowienia nawet wtedy,
jeśli ktoś oślepła wskutek uroku rzuconego przez czarownicę".
Wiemy, że z końcem wieku XVII Karpacz miał 57 domów, a w 40 z nich mieszkali i pracowali laboranci